niedziela, 10 lutego 2013

Przestrzeń...

Ponad pół roku temu pisałyśmy, że naszym celem jest Nepal, a może Tybet. Do Nepalu dotarliśmy szczęśliwie, jednak Tybet pozostanie na kolejną wyprawę. Indywidualny wjazd do Tybetu od strony nepalskiej jest niemożliwy. Udaliśmy się wprawdzie tylko do jednego biura turystycznego i zaproponowano nam 9 dniową wycieczkę za bagatela 450 euro. Być może znaleźlibyśmy troszkę tańszą ofertę, jednak ta opcja m.in. ze względów finansowych i tak nam nie odpowiadała. Pozostało tylko podziwiać Tybetanczyków na widokówkach, chodzić codziennie do tybetańskiej restauracji i może w Indiach poznać ich bliżej :)

 
Czasami bliskie mi osoby pytają, jak to możliwe, że trzy Skorpiony mogą ze sobą ciągle przebywać. Ponoć to jedne z trudniejszych charakterów:) w równaniu 3S24H. Nie będę się tu zbytnio uzewnętrzniać, bo być może kiedyś opiszemy zachodzące procesy, relacje i będzie to besceler roku:)
Przyszedł rownież etap, że chcemy zobaczyć różne miejsca i mieć chwilę czasu na przemyślenia, dlatego na 3 dni rozstajemy sie z Anią. Ania pragnie odwiedzić mnicha spotkanego wcześniej w Kathmandu i jedzie w rejon Dakshinkali (osobna relacja będzie napisana przez Anię), a ja ze Steffenem jedziemy w rejon Daman.
Wyjazd ze stolicy stosunkowo prosty orientacyjnie, choć zdecydowanie gorzej ma się moja kondycja psychiczna. Jedziemy tzw. autostradą tj.droga Kathmandu-Pokara. Nepalczycy określają tą drogę jako highway, choć nie ma to nic wspólnego z jakością drogi chodzi raczej o główny szlak transportowy. Duży ruch, samochody i motocykle przed każdym zakrętem trąbią. Koncentracja na wysokim poziomie, na szczęście pedałujemy tą drogą tylko ok. 40 km, a potem spokojna, górska droga. Przed nami przełęcze ok 2500 m, zjazdy, podjazdy, ale jest naprawdę pięknie i cicho. Jest przestrzeń. Przed nami rozprzestrzenia się pasmo Himalajów. W Daman idziemy na wieżę widokową i widzimy bezkres najwyższych gór świata. Można dostać flustracji (życzę wszytskim tylko takiej flustracji w życiu:), gdyż chcemy nazwać szczyty, a potrafimy rozpoznać tylko nieliczne:). A potem zjazd w doliny, a po drodze przepiękna przyroda. Odcinek Naubise-Hetauda z pewnością polecam i przez te 2 dni widziałam więcej gór niż na trekingu Annapurna ABC.  

 



Rozbijamy namiot blisko rzeki oczywiście w towarzystwie mieszkanców wioski. Miejscowi są nas ciekawi, ale bez problemu odchodzą gdy mówimy, że jesteśmy zmęczeni. Usypiamy przy dzwiękach śpiewów niosących się z pobliskiej świątyni. Rano umówiliśmy się na wizytę w świątyni. W tym czasie odbywało się święto Soptha celebrowane przez 7 dni wsród wyznawców Hinduizmu. Na przywitanie każdemu z nas namalowano "trzecie oko"- symbol mądrości i poczęstowano nas napojem zija (mleko, cukier, liście herbaty) i bananami. Były modlitwy, a w między czasie tańce i śpiewy. Cóż było zrobić, kiedy poproszono mnie do tańca, a odmowa nie skutkowala. Setki oczu wpatrywały się we mnie, jak nie poradnie próbowałam naśladować ruchy kobiety, z którą tańczyłam (może kiedyś zobaczycie filmik:). Szkoda tylko, że czas było jechać, gdyż wiza nieuchronnie się kończyła.






Pedałujemy w kierunku Narodowego Parku Chitwan, choć nie samo miejsce jest naszym celem. Wczesnym rankiem udajemy się do Centrum Karmienia Słoni. Jest to miejsce, gdzie słonice pod opieką ludzi karmią małe słoniątka. Przeżywamy jednak zaskoczenie, gdyż dorosłe słonie mają na nogach łancuchy. Czujemy się jak w zoo, nie tego oczekiwaliśmy. Przed godz. 10.00 słonie zostają osiodłane i wyruszją w dżunglę, a wieczorem wracają. Odwiedzamy rownież miejsce, w którym wyrabia się papier z odchodów słoni. Sympatyczna Nepalka krok po kroku wyjaśnia nam proces tworzenia papieru. W małym sklepiku można kupić kartki ręcznie malowane, biżuterie i ramki na zdjęcia, a wszystko z tego papieru.



Jeden  z etapów tworzenia papieru, tutaj gotuje się odchody z wodą prze dwie godz a potem filtracja:)


Spotykamy się z Anią i wszyscy razem udajemy sie do Krainy 20000 Jezior. Jest to ważne miejsce dla migrujących ptaków. Możemy poruszać się tutaj na rowerach, uważnie obserwujemy przyrodę, gdyż bardzo często zwierzęta dobrze sią maskują.






Do końca ważności wizy zostalo 3 dni, a do granicy ponad 250 km. Wystarczająco dużo czasu, żeby dojechać rowerem, jednak decydujemy, że chcemy spokojnie zobaczyć Devghat. Devghat (5 km na północ Narayangadhi) to miejsce ważne dla wyznawców hinduizmu. Jest tutaj skupisko świątyń, ale rownież miejsce, gdzie łączą się dwie rzeki Trisuli i Kali Gandaki. Jest to jedno z najlepszych miejsc by umrzeć. Codziennie kremowane są tutaj ciała przywożone, często z daleka. Stosy drewna, ciała przywożone na traktorach, pływające kwiaty, mężczyźni obcinający swoje włosy (jesli Ktoś ważny umiera np. matka, ojciec mężczyzna goli się). Jesteśmy świadkami pożegnania człowieka na ziemi.





Z Narayangadh jedziemy ciężarówką do Lumbini. Ciężarówki nepalskie mają swój klimat- kolorowe w środku i na zewnątrz. Nasi towarzysze podróży też bardzo wyluzowani:), ale na szczęście cali dojechaliśmy na miejsce. Potem nocne szukanie miejsca na namiot i trafiliśmy na pole minowe, na szczęście była w pobliżu woda:).



Lumbini to miejsce kultu wyznawców buddyzmu, tutaj narodził się Budda. Oczywiście jest to miejsce bardzo turystyczne. Na ogromnym obszarze znajduje się wiele świątyń wybudowanych przez społeczność różnych narodowości. Po kilku świątyniach jesteśmy zmęczeni:)


Wielka Stupa. Niemcy- Fundacja Tary


Thai Royal, Tajlandia

Anaconda spotkana po drodze:)

A potem w Sunali przekraczamy granice i od tego momentu wkraczamy w inny świat...

P.S Dziękujemy wszystkim za słowa wsparcie:)Trzeba zatem ubrać buty i dalej jechać w drogę, nie rozglądając się zbytnio za siebie)


p.s Przepraszam za błędy, brak możliwości korekty.