sobota, 27 kwietnia 2013

TASHI DELEK!

Diri diri, Maryniu:)  *Zgaduj-Zgadula:  Co oznacza ten indyjski zwrot? (mile widziane pozagooglowskie interpretacje:)

Reminiscencje z Kumbh Mela



Jajeczka zjedzone, jedziemy do West Bengal. Witamy się co prawda z Europą, ale ja wracam jeszcze pamięcią - zaznaczam, pamięcią:) - do Indii.
Chcę dotrzeć do rejonu Sikkim na Losar - tybetański Nowy Rok, ale mam sprzeczne informacje co do daty...
Po zawrocie głowy na dworcu kolejowym w Allahabad, trzeba było spróbować swojego szczęścia gdzie indziej. Panowie zapewniali, że na następnej stacji, tj. w Mirzapur nie będzie problemów z transportem roweru. Żeby szybciej doświadczyć tego szczęścia (do Mirzapur ok. 100 km) pomimo radości, że w końcu się kręci (droga niezła i nawet po uszach tak nie daje), po 50-ciu km. postanowiłam wsiąść w autobus. Na kolei czas niezły, ale znów schody... Bilet niedostępny i gdyby nie pomoc jednego z "ważnych" pracowników, na pewno byłoby więcej stresu i musiałabym być bardziej bezczelna. Pewnie że wolałabym być niezależną damą, ale czasem trzeba się poświęcić;) Kupuję "gender" za 170 rupii, a w pociągu muszę dokupić miejscówkę. Transport roweru oficjalnie niedozwolony, ale ostatecznie będzie włożony na złączeniach wagonów pod moją odpowiedzialność. "No problem":) Po ok. 4 godz. spóźnienia wsiadam do pociągu, co prawda jeszcze nie mojego, ale jest jakieś urozmaicenie. Tu miłe towarzystwo - rodzinka jadąca na wesele.

W kullar - glinianych naczyniach - indyjski czaj smakuje jeszcze lepiej

Na stacji pełno szczurów. Kiedy wróciłam z obchodu, jeden baraszkował w mojej sakwie, zajadając świeże czapati

Dłonie pana młodego

Pierwsze przygotowania do uroczystości weselnej, niestety z żalem muszę odmówić udziału


Po godzinie wysiadka i czekanie kolejne 4 godziny. Mahananda Expres przyjeżdża o świcie. Okazuje się, że na razie nie ma miejsc, ale wszystkie toboły w środku, więc nie jest źle. Rankiem zwalnia się miejsce, pakuję się do śpiwora bo zasypiam na stojąco. Ludzie właśnie się budzą, robi się gwarno. Pociąg tętni życiem. Pierwsi wchodzą sprzedawcy czaju, potem szeroka gama towarów - jedzonko (na obiad samosa, czapati z sosem, oczywiście piekielnie pikantnym), kawa - nie różniąca się niczym w smaku od czaju, zabawki, agd...

Plan dotarcia do Siliguri w ciągu dnia wziął w łeb i po dwóch dniach wylądowałam nocną porą w New Jalpaiguri (NJP), gdzie znajduje się główny dworzec kolejowy. Najpierw targowanie, bo pan zaskakuje mnie  ceną za ciemną hotelową norę, potem dobiegające ze świątyni całonocne nagrania śpiewów "Hare Kryszna". Znowu nie te decybele, głośne Indie...
Rankiem dojazd do Siliguri i po całodniowych "załatwieniach" zostaję na noc w hotelu. Idę za tropem Lonely Planet, gdzie czytam, że w hotelu Chancellor stacjonują głównie Tybetańczycy i Nepalczycy. Umiejscowiony jest w głośnym centrum miasta, ale niedogodności rekompensują przyjaźni pracownicy i Tybetańczycy, z którymi spędzam bardzo miły wieczór.
Tu mam przedsmak świetnej znajomości angielskiego w tym rejonie. Dowiaduję się, że już 11-ego lutego przypada pierwszy dzień Losar, więc szanse na dotarcie do Sikkim zerowe, ale w okolicach Darjeeling też mogę zobaczyć obchody. Dostaję wskazówki co do drogi i informację, że jutro strajk i wstrzymany będzie ruch samochodowy. Lepszego początku na bengalskich drogach być nie mogło:)

W pociągu towarzystwo sympatycznych panów-przewodników po życiu pociągowym



Khabse i ciastka khotsay - prawie jak nasze faworki.

Teraz największym moim marzeniem jest cisza. Spełnia się ono tuż po wyjeździe z Siliguri. Droga w dobrym stanie, w krajobrazie zaczynają dominować pola herbaciane. W Suknie policjanci przypominają o strajku i zaopatrzeniu się w prowiant. Dalej droga prowadzi przez tereny wojskowe (baza Korpusu Trishakti) oraz Rezerwat Leśny Sukna-Tista. Od Rohini zaczyna się powolne pięcie serpentynami, ale przyjemne tereny. Super asfalcik, przestrzennie, spokojne wioski, zielone dywany herbaty i upragniona błoga cisza. Patrząc na przyrodę, przywołuję w pamięci krajobrazy nepalskie. 
Kiedy dojeżdżam do Kurseong widzę kościół katolicki (wzruszenie, ostatni raz dłuższa chwila w Albanii). Rozmawiam z siostrą ze Zgromadzenia św. Heleny i zagaduję o kąt do spania - w mieście coś znajdę. Kiedy jednak ruszam spod kościoła, siostra wraca i zaprasza do domu jej przyjaciół.


Społeczność Indian Gorkha czuje się dyskryminowana. Ta napływowa ludność z Nepalu walczy o ziemię i wolność. W 1980 r. Gorkhaland stał się odrębnym stanem i główną polityczną siłą w Darjeeling ścierającą się z rządem.

Zmiany w krajobrazie i kulturze















Kosciół św. Pawła Apostoła w Kurseong. Szczęśliwie następnego dnia niedziela i msza.

Kurseong - Jean i Kiran wspaniale mnie ugościły

Od Kurseong droga w złym stanie, co chwilę mijanki z jeepami. Przestrzennie i widokowo, ale niestety krajobraz za mgłą - trafiłam na bardzo słabą widoczność. Do Ghoom docieram późnym popołudniem, dlatego zatrzymuję się dopiero przed Darjeeling, w Monasterze Druk Sangak Choling Gompa, znanym jako Dhali. Trwa pudża (puja), siadam z boku, w głowie jeszcze obrazy mijającego dnia, ale powoli zatapiam się w rytualnych dźwiękach modlitwy. Na podwyższeniu siedzi dwóch guru. Starsi mnisi rozdają modlącym jedzenie, załapuję się na smaczny "czok"- tybetańską słodycz. Po pudży rozmawiam z jednym z mnichów o treści fresków, tajemniczych posągach (niestety fotografowanie zabronione, jak we wszystkich bardziej popularnych gompach). Odtąd zaczyna się mój zachwyt buddyjskimi pudżami i godziny spędzone na kontemplowaniu tej niezwykłej modlitwy.




Lampy maślane



Rankiem wracam do Dhali na pierwszy dzień Losar. Wierni zgromadzeni w gompie i na placu, niestety musiałam zająć miejsce przed wejściem i byłam trochę zawiedziona... Z braku miejsc nieustępliwy młody mnich wpuszczał do środka tylko wybrańców. Zza murów dochodziły szczątki dźwięków uroczystych obchodów, a rozmawiający ludzie zagłuszali je jeszcze bardziej. Czułam się trochę sfrustrowana. Tak więc odkrywanie tradycji Losar jeszcze przede mną...

Pierwszy dzień Losar  - Druk Sangak Choling Gompa (Dhali). Ghoom

  
Niezapomniany smak słonego czaju z mlekiem i ghee-oczyszczonym masłem

Dhiisi* - tradycyjny tybetański ryż z rodzynkami.  *zapis fonetyczny (prawidłowej nazwy nie znam)

Przed Darjeeling już myślę z niepokojem jakim natężeniem dźwięku mnie przywita i o tym, żeby znaleźć hotel w cichym, ustronnym miejscu. Jednak ten indyjski, zbudowany przez Brytyjczyków kurort okazuje się przyjemnym miasteczkiem położonym na wzgórzach, co odczuwam zaraz przy wjeździe, "wspinając się" stromymi uliczkami w poszukiwaniu hotelu.
Następnego dnia wieczorna, niewinna przejażdżka w dół skończyła się szukaniem właściwej drogi do centrum i niekończącym się powrotem stromą drogą. Także w Darjeeling trzeba dobrze się zastanowić, zanim zacznie się schodzić;)


Do dzisiaj pozostała kolonialna architektura miasta i kolejka wąskotorowa pnąca się serpentynami z Niziny Bengalskiej

Zwiedzam Instytut Himalaizmu z kompleksem Muzeum Everestu. Z sentymentem patrzę na historię zdobywania Czomolungmy, gdzie pod datą 19.05.1980 r.  Pd. Filar J. Kukuczki i A. Czoka.
A jaka widziałam niestety tylko w Zoo

Tenzing Norgay Sherpa - wspólnie z Edmundem Hillarym pierwsze wejście na Mount Everest (1953 r.)

Tradycyjny strój z Darjeeling


Zjazd z  Darjeeling do Jorethang  wśród plantacji herbaty


Droga przez Richmond Hill i Jawahar Parbat w większości w budowie. Tylko ok. 30 km, ale zjazd z przegrzanymi hamulcami zajmuje mi kilka godzin

... za to sprzyja spotkaniom
 





Księżniczki z Darjeeling
Po pół godzinie "oswajania" doczekałam się pięknego uśmiechu













Opuszczam West Bengal, przede mną brama do Sikkim


Trasa: Allahabad-Mirzapur-NJP-Siliguri-Sukna-Simulbari-Rohini (nowa droga)-Kurseong (1475 m n.p.m.) -Sonada-Ghoom (2247 m)-Darjeeling (przez Jawahar Parbat) Nayabazar


Pozdrawiam serdecznie!











12 komentarzy:

  1. W języku Piotrusia Ten pan-indyjski Boss mówi: baj,baj Marynia.
    Aniu-dzięki że temat jajeczny zamknęłaś.Fajnie znów wrócić z Tobą do Indii. Dzięki tym powrotom będziemy mieli dłużej relacje z Waszej wyprawy.
    Skoro teraz relacjonujesz pobyt w Indiach /gdzie byliście 3 m-ce/ to powrotną drogą przez kraje europejskie będziemy się zachwycać jeszcze przez długi czas.Buziaki,pięknych spotkać w Gruzji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ania! W końcu jakieś wieści....Piękna relacja z Indii. Powodzenia na Gruzińskich drogach i odzywaj się częściej!!!! Buziaki!M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anno, no trochę przywołałaś wspomnień, bo w Darjeelingu też byliśmy i nie jedną dobrą herbatę piliśmy :) i Instytut Himalaizmu też zaliczony był, a jakbyś dobrze poszukała to może w pamiątkowej księdze znalazłabyś wpis Opolan ;). Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Aniu. Dziękuję za wycieczkę na jaką mnie zabrałaś;)) Ściskam mocno. Trzymaj się tam. A.M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myśle, że to oznacza: kili kili Maryniu ( bardziej na język polski - pokilaj mnie Maryniu ) lub nie martw się Maryniu, albo jeszcze luzuj luzuj Maryniu. Buzzzzzzzzzzzzzzzzzziaki Siostrzyczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedzialam, ze moge liczyc na Twoja inwencje tworcza Brachu:) Jestes najblizej prawdy. Ale wszystkie interpretacje bardzo mi sie podobaja-mojas ty Maryniu mnie urzeklo:) dzieki za wywolanie usmiechu:)Buziaki

      Usuń
    2. 'Diri diri' znaczy to, co ormiańskie 'kamats kamats', gruzińskie 'nela nela', a tureckie 'yavaş yavaş' :)

      Usuń
  6. A ja myślę, że ten Pan chciał powiedzieć: -"Mojaś Ty Maryniu." lub -"Choć do mnie Maryniu." :) Ściskam- Danuś..

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziekuje Wam, sciskam goraco! Trzymam sie mocno kierownicy bo tu straszetnie wieje! Teraz troche zelzalo, ale kilka dni temu to byla walka z wiatrakami.. Na szczescie sympatyczne spotkanie z Piotrem z W-wy jadacym na Junaku (jest klimat!) poprawilo mi nastroj:) Dzieki Piotrze! Dobrych wiatrow!

    OdpowiedzUsuń
  8. Witajcie! Anulko piękne dzięki za tyle pięknych i niesamowitych opowieści i zdjęć,czytając i oglądając te niesamowitości czułam jakbym tam też była,szerokiej drogi,pozdrowionka i buziaczki od całej naszej ferajny.Bogusia.

    OdpowiedzUsuń
  9. A my z malutką Hanią niecierpliwie oczekujemy spotkania i relacji już w krakowskim klimacie... serdecznie pozdrawiam - Kinga (: P)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze że udało się szczęśliwie powrócić do domu. Niby to wszystko piękne, mili ludzie ale jakoś nie mam do nich zbyt wielkiego zaufania.

    OdpowiedzUsuń