Dobar dan! :)
Pomykamy powoli, ale do przodu. Mamy duże zaległości w pisaniu, ale niestety na naszych "kampingach" jeszcze nie ma internetu;) Przez tydzień wiele się wydarzyło. Po drodze niezwykłe miejsca, połączone z niesamowitymi spotkaniami z ludźmi. Ale po kolei...
Poznałyśmy człowieka, który był jakby odzwierciedleniem głównego bohatera z filmu "Prawdziwa historia" z A. Hopkinsem. Człowieka pozytywnie zakręconego, z wielką pasją. A było to tak...
Przy wjeździe do centrum Nowego Sadu "dopadł" nas rowerzysta - uśmiechnięty, wysportowany, starszy pan:) który zaprosił nas na soczek. Podczas rozmowy okazało się, że zwiedził prawie cały świat na rowerze. Zasypywał nas ciekawymi opowieściami, co chwila rzucając szczegółowymi danymi liczbowymi (A.S. ech, chciałabym mieć taką pamięć). Oprócz uprawiania sportu fascynowało go życie blisko natury, np. hartował się tylko zimną wodą, jego strój zimą nie różnił się od letniego, medytował, robił regularne oczyszczanie organizmu (głodówki). Zaprosił nas do siebie na wieczorne oglądanie zdjęć i opowieści z podróży. Miałyśmy chwilę na rekonesans po N.Sadzie. W Rynku namiastka Krakowa - Kościół Mariacki. Bardzo sympatyczne knajpki;) Byłyśmy umówione 12 km za N.Sadem, na godz. 18, ale degustacja lokalnych specjałów przeciągnęła się. Zestresowane, z brzuchem na kierownicy, pomykamy do naszego nowego przyjaciela. W drodze przewidujemy, że wyjedzie nam naprzeciw. I tak się stało. Zaprosił nas na przepyszną zupę (ciorbę) rybną z suma, po czym jak dwie "kuleczki"/kule toczyłyśmy się po górkach. Ciężko było, ale Femić elegancko nadawał tempo, kontrolując tyły;) W końcu dotarliśmy do Strazilova. Rowery zaparkowałyśmy w garażu, a nasz gospodarz kazał zostawić wszystko oprócz paszportu, wspominając że ma 6 pokoi i wszystko co potrzebujemy. W drodze do domu, włączyły się nasze wyobrażenia o prysznicu itp. Domek rzeczywiście super, ale w pokojach mieszkały rowery i sprzęt do ćwiczeń:) Na tarasie zademonstrował nam swój sposób na prysznic: w pierwszym wiaderku się mydlimy (szamponik:), w drugim płuczemy, a trzecie wylewamy z góry całe na siebie. Obowiązkowo nie używamy ręcznika. Było zabawnie, sympatycznie i autentycznie. A potem zaczęło się snucie opowieści przy fantastycznych zdjęciach (na płótnie o wymiarach 50x50). Zasypiałyśmy przy dźwiękach muzyki z Festiwalu w Guczy.
|
Sliki (zdj.) ze wszystkich kontynentów. Jednego wieczoru zwiedziłyśmy pół świata |
Następnego dnia wraz z Femiciem udaliśmy się na zwiedzanie monasterów na terenie Fruskiej Gory. Jest to kompleks wielu monasterów, Park godny polecenia. Teren górzysty i rozproszenie świątyń sprzyja wędrówkom rowerowym. Mogłyśmy uczestniczyć w niedzielnej modlitwie przy cerkiewnych, przejmujących śpiewach. Był to wyjątkowy czas pod wieloma względami...
|
Miejsce zobowiązuje | | | | |
Miałyśmy małe marzenie, żeby spać w monasterze. Po długim nabożeństwie z zakonnicami w Jazku zapytałyśmy o nocleg. Niestety formuła klasztorna nie pozwalała przygarnąć turystów. Wychodząc, rzuciłyśmy do siebie, że będzie dobrze, Opatrzność czuwa. Po chwili podszedł do nas pan, witając nas po polsku. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że jest Serbem prowadzącym oddział polskiej firmy. Sympatyczny Jegomość zaprosił nas do siebie - wiele ciekawych rozmów, m.in. o zawiłych stosunkach społeczno-historycznych Bałkanów, o różnicach między Serbkami a Polkami:) Bardzo ciekawy człowiek, gościnny, służący pomocą. Życzliwość napotkanych ludzi dodaje nam energii do dalszego kręcenia - dziękujemy Im!
To tyle wzniosłych słów, zaraz wygonią nas z knajpy, a chcemy jeszcze podzielić się wrażeniami z Parku Narodowego Tara (wg przewodnika to najdziksze góry Serbii). Na podjeździe z Perucac do Mitrovac wylałyśmy sporo potu (przewyższenia ok. 1000 m n.p.m.), ale widoki piękne.
Zrobiłyśmy sobie krótką, pieszą wycieczkę do Kanionu Raca. Szlak - którego nie było - poprowadzony wzdłuż rzeki. Ładnie, ale niestety musiałyśmy zawrócić, bo dalsza eksploracja wymagała albo głupoty, albo sprzętu.
|
W poszukiwaniu kanionu |
|
Dla nas droga się skończyła |
Mamy sporo zaległości w informacjach o trasach, jednak to, co zostało nam najbardziej w pamięci to droga Krupanj - Gracanica oraz Kremna - Mokra Gora.
Po dylematach wyboru dalszej drogi udałyśmy się do granicy z Bośnią i Hercegowiną w Kotroman. Ale o tym w kolejnych wpisach. Dovidenja!
|
Do zobaczenia;) |
P.S. Nazwy miejscowości spolszczone