Zaczęłyśmy dość szybko kompletować "nasz dom", ponieważ "krasnale" robią nam psikusy (Mamuś, pogadaj ze swoim kumplem św.Antonim). Straty: gąbka popłynęła z nurtem rzeki, łyżka zabawiła na imprezie z Bachusem, kolczyk-latawiec odleciał (tak mi smutno, Dorotko). Dodatkowo zakupiony lejek do butli z benzyną.
Poznajemy serwisantów;) Po 600 km poszła nowa opona przy obręczy. Najpierw "Zrób to sam", a potem 15 km na lepionej oponie. W miasteczku z nieba nam spadł pan, który wskazał gdzie można kupić oponę i zaprosił do swojego warsztatu:) Dialog węgiersko-polski bardzo trudny, ale uśmiech zdziałał wiele.
Nasz serwisant:) |
Pan Serwisant Pierwsza Klasa! ;)No to już jedno zdjęcie z mężem jest ;)
OdpowiedzUsuń;))) Ja tam bym sobie innego "męża" sfotografowała;)) a co;) Rozmarzyłam się;)) oj;) Cieszę się...kurcze...udziela mi się trochę myślenia poza lękiem..i robię coś Aniu co mi zasugerowałaś. Dziękuję. I chciałam powiedzieć, że Wasze działania mogą być inspiracją...dla mnie już się stały...ale opowiem gdzieś indziej...jak przejdę jeszcze kawałek.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że są fotki. Dobrze,lepiej poczuć to gdzie i jak jesteście... POzdrawiam i ściskam;)Asia M.
Droga Aniu-dziś wstąpiłam do naszej Pani raciborskiej z prośba o opiekę dla Was,ale widzę że i do św.Antonika muszę zaglądać po drodze na działkę. No i wiadomo-nie ominąwszy skarbonki... A może to atmosfera Tokaju narobiła troche zamieszania? Szerokiej dalszej drogi.
OdpowiedzUsuńProszę o zdjęcie mojej Skorpionki. Marynia